Śniadkowa wyprawa do Grecji
O korzyściach wynikających z podróżowania powiedziano już tak wiele, że trudno dodać coś odkrywczego – kształcą, rozwijają, pozwalają poznawać inne kultury, ludzi i wreszcie samych siebie w nowych sytuacjach i okolicznościach. Tego wszystkiego niewątpliwie doświadczają od kilku dni uczestnicy pierwszego turnusu wycieczkowego do Grecji. Po dwóch dobach podróży, w czasie której zdążyliśmy zwiedzić co nieco włoską Anconę, nim wsiedliśmy na prom, którym pokonaliśmy tysiąc kilometrów dzielących Włochy od greckiego Peloponezu, dotarliśmy wreszcie do celu. Port w Patrii przywitał nas słońcem i latem w prawdziwie greckim wydaniu. Nim dojechaliśmy do miejsca docelowego, zdążyliśmy zajrzeć do Koryntu, by z bliska przyjrzeć się jednej z najlepiej zachowanych stref archeologicznych w Grecji. Czas niedzielny przeznaczyliśmy na wylegiwanie się na pobliskiej plaży, spacery, a późne popołudnie spędziliśmy w świątecznym klimacie w pierwszej stolicy odrodzonej Grecji – Nafplion, z której zachowamy w pamięci smak najpyszniejszych lodów.
Ateny większość z nas znała dotąd głównie z lekcji historii i literatury – antyczny ośrodek gospodarczo-kulturalny z wielowiekową historią– dziś mogliśmy zobaczyć z bardzo bliska. Na własne oczy zobaczyć to stanowi kolebkę europejskiej kultury to wyjątkowe przeżycie. Zanim wdrapaliśmy się na monumentalny Akropol, zdążyliśmy zobaczyć Stadion Kalimarmaro, na którym odbywało się otwarcie pierwszych nowożytnych igrzysk olimpijskich, zmianę warty przed budynkiem Parlamentu, przejść krętymi uliczkami dzielnicy Monastriaki, skąd roztacza się absolutnie niesamowity widok na panoramę miasta oraz przyjrzeć się świetnie zachowanej kolumnadzie portyku Stoa Attalosa. Wreszcie pokonaliśmy schody na Akropol, by poczuć pod stopami tysiące lat historii, która dotąd miała tylko teoretyczny wymiar. Ateńska przygoda za nami.
Nie zwiedzić Aten będąc w Grecji nie wypada, ale nie zobaczyć Hydry po prostu nie można. Wyspa uznawana jest za najpiękniejszą ze wszystkich wysp rozsianych po Zatoce Sarońskiej.
Do portu dopłynęliśmy łodzią z Metochi i niemal od razu powitały nas snujące się wszędzie koty i zaparkowane w porcie…osły.
Osły to widok na Hydrze jak najbardziej naturalny. Powód jest bardzo prosty – Hydra jest jedyną grecką wyspą, po której prawie nie jeżdżą samochody. Prawie, bowiem wyjątek robi się dla karetek i pojazdów służb publicznych. Poza tymi wyjątkami, na wyspie faktycznie nie ma samochodów, a poruszanie się pojazdami mechanicznymi jest zakazane. Poza głównym miastem nie ma utwardzanych dróg, a sama wyspa ma status chronionej. Środkami transportu są właśnie osły, muły, konie i własne nogi, z tych ostatnich korzystaliśmy niemal przez całe popołudnie. Powrót po krętych drogach dostarczał absolutnie niesamowitych widoków, a cała wyprawa niezapomnianych wrażeń. Dopełnieniem dnia był wieczór grecki, podczas którego to my zadziwiliśmy Greków naszą niespożytą energią i umiejętnościami tanecznymi.